Zmartwienia i troski kotki po sterylizacji

Witam Was wszystkich w imieniu moim, mojego rodzeństwa i moich ludzkich rodziców. Jestem Balbina i opowiem Wam dzisiaj, jaki to los nam sporządzili ci ostatni.

Powiem bez ogródek, że rzecz będzie o seksie. A raczej o jego braku w naszym kocim życiu.

Gdy ja i moi bracia mieliśmy po pięć miesięcy, kocurki zaczęły dojrzewać płciowo. Jak się okazało, u jednego z moich braci zaczęły szaleć hormony. Co to dokładnie znaczy? Wyglądało to tak, że mój brat chciał na mnie usiąść od tyłu. Nie miałam jednak pojęcia, o co mu chodzi. On chyba też zbytnio nie kumał tej czaczy. Rodzice od razu wykonali pewien telefon, a następnego dnia rano zapakowali chłopaków do transportera i tyle ich widziałam. Zniknęli na całe pół dnia.

Wrócili dziwnie pachnąc, trochę obolali i trochę jakby senni. Drugiego dnia jednak wszystko wróciło do normy.

Objawy rui

Minęły dwa miesiące. Pewnego dnia poczułam się całkiem zdezorientowana. Nie mogłam przestać myśleć o niczym innym. W każdej części ciała czułam tylko jedną potrzebę i głośno ją komunikowałam. Przewracałam się na podłogę. Wypinałam tylną część ciała. Ocierałam się o przedmioty i się łasiłam. Moje narządy płciowe były nabrzmiałe i ciekła z nich wydzielina. Byłam niespokojna i czasem wręcz agresywna. GDZIE DO RYBY TEN KOCUR?!

Na szczęście po kilku dniach mi przeszło, a tydzień później trafiłam na pół dnia do lecznicy. Do domu wróciłam obolała, jakby senna, inaczej pachnąca. Nigdy więcej nie pomyślałam o wychodzącym Mruczek mieszkającym trzy piętra niżej. Nie weszłam też w cykl rui permanentnej, która może doprowadzić do rozchwiania hormonalnego organizmu. Cóż za ulga?

Nie będę też co kilka tygodni sikać i znaczyć terenu rujkowymi feromonami, mającymi zwabić kocura. Chata nie będzie śmierdzieć. Nie wiem, jak rodzice sobie z tym poradzą.

Konsekwencje kastracji

Nie urodzę trzech miotów po 4-5 kociąt rocznie. Piętnaścioro kociąt. To więcej niż jeden kot do każdego mieszkania na naszej klatce. A co, jeśli sąsiedzi też mieliby kocięta albo nie lubią kotów? Czy to prawdopodobne, że każde kocie dziecko znalazłoby dom?

Po kastracji nie zapadnę na nowotwór listy mlecznej czy ropomacicze, a moi bracia na nowotwór jąder. Z uspokojonym pod względem hormonalnym ciałkiem będziemy zdrowsi i żyli dłużej. Nie damy swoim rodzicom od siebie odpocząć, hehe.

Zrobimy się grubaskami tylko wtedy, gdy rodzice nie będą dbać o naszą dietę i zapewniać nam ruchu pod postacią zabawy.

Moi bracia z kolei nie będą już nigdy czuli potrzeby, aby uciec z domu, aby uprawiać wolną miłość. Będą też mniej agresywni – łagodniejsi i spokojniejsi przez całe swoje życie.

Takie tam kocie problemy!

A całkiem na serio

W tytule jest zamierzony błąd.

Zabieg polegający na usunięciu macicy z przydatkami u samic albo jąder u samców to po prostu kastracja.

Sterylizacja może być farmakologiczna (w dzisiejszych czasach wiemy już, że powoduje u kotek szereg chorób z nowotworem włącznie) lub chirurgiczna. Jeśli podczas tej ostatniej tylko podwiązuje się nasieniowody lub jajowody, jest ona częściowa. Pełna, czyli taka, podczas której usuwa się cały układ rozrodczy, to właśnie kastracja. Dokładnie ten zabieg przeprowadza się najczęściej u kocurów i kotek.

Kiedy?

Czas kastracji ocenia lekarz weterynarii. Nie może być ona zrobiona zbyt wcześnie – u kocurków jądra muszą zstąpić do moszny, a u kotek dobrze wykształcona macica oznacza łatwiejszy zabieg do przeprowadzenia.

W Stanach Zjednoczonych popularne jest kastrowanie kociąt nawet 3-4-miesięcznych, jednak w Polsce lekarze weterynarii zalecają zabieg kastracji u zwierząt około 6-8-miesięcznych.

Ważne jest, aby nie zwlekać z kastracją, ponieważ kocurki mogą wykształcić odruch znaczenia terytorium moczem i nie ma gwarancji, że po zabiegu przestaną to robić (jednak mocz będzie miał o wiele mniej straszny zapach).

Z drugiej strony, nie ma zwierząt zbyt starych na ten zabieg, o ile tylko lekarz ocenia ich stan zdrowia jako prawidłowy.

Jak to wygląda?

U kocurów kastracja polega na usunięciu obu jąder w znieczuleniu ogólnym poprzez małe nacięcie w mosznie. Zazwyczaj nacięcia skóry są tak małe, że szwy nie są wymagane.

U kotek sprawa jest bardziej złożona. Lekarz wykonuje albo nacięcie powłok brzusznych lub wykonuje cięcie boczne w poprzek mięśnia na boku kotki, za linią żeber, usuwa narządy rozrodcze, a na ranę zakłada szwy. Cały zabieg trwa zwykle nie dłużej niż pół godziny. Przy cięciu brzusznym istnieje większe ryzyko zerwania szwów i rozlizania rany przez kotkę, dlatego wielu lekarzy weterynarii zaleca założenie kotce specjalnego fartuszka pooperacyjnego lub kołnierza ochronnego.

Czy mój kot się zmieni?

Jeśli Twój kocur znaczy teren i nie jest milusiński, nie możesz oczekiwać, że kastracja na pewno to zmieni.

Kastracja ogranicza niepożądane wzorce behawioralne związane z dojrzałością płciową i zmniejsza ryzyko niektórych chorób, ale jeśli jest opieszała, być może kotu będzie trudno zrezygnować z pewnych wypracowanych już nawyków.

Musisz też wiedzieć, że kastracja nie zmienia kociej osobowości.

Podsumowując

Jeśli stan zdrowia kota jest prawidłowy, kastrować zawsze warto. Zabieg pozwoli uniknąć niektórych kocich chorób, a co za tym idzie – kot pożyje dłużej. Nie będą im targać zmiany hormonalne, będzie spokojniejszy.

Koszt zabiegu jest jednorazowy i ma się nijak do kosztów leczenia kocich nowotworów.

Nie wspominam już nawet o milionach, w skali światowej, kociąt, dla których nie ma i nie będzie domu. Przyczynisz się do zatrzymania kociej nadpopulacji.

Nie ma medycznych wskazań, że kotki muszą „mieć pierwszy miot”. Na Ziemi jest tyle niewykastrowanych kocurów i kotek, że starczy dla wszystkich, włącznie z Kostuchą.


A jeśli przed Wami jeszcze decyzja o tym, czy kota wypuszczać czy nie, w tym artykule możecie przeczytać o żalach i smutkach kota niewychodzącego.

Dobranoc, pchły na noc!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *