Jestem pewna, że każdy, kto ma koty, gdy wraca do mieszkania, zawsze wraca z nadzieją, że zastanie je w takim stanie, w jakim je zostawił. U nas najczęściej tak jest. Po zamknięciu drzwi nasze koty wskakują na łóżko i zazwyczaj jest to ich cała aktywność pod naszą nieobecność. Skąd wiem? Tak się składa, że czasem swoje koty podglądam (ale o tym innym razem…).
Jednak ostatnio okazało się, że gdy wyszliśmy, w mieszkaniu wydarzył się prawdziwy koszmar. Po kilku mniej i bardziej skomplikowanych operacjach odeszła jedna z największych przyjaciółek Kici. Towarzyszyła jej i nam praktycznie odkąd Kicia z nami zamieszkała. Czyli dobre 3 lata. Szmat czasu i wspomnień.
Owa przyjaciółka przybyła do nas z odległej krainy zwanej Beijing, China. Kosztowała z wysyłką 7$, air mailem, a wszystko to dzięki wujkowi Aliexpress. Kupowaliśmy ją na zasadzie, na jakiej stawia się szopę na budowie – „na chwilę”, a jednak jak i z szopą bywa, okazało się to całkiem trwałym przedsięwzięciem.
Nie będę tutaj nikogo oszukiwać. Zamówiliśmy ją, bo jak tylko wzięliśmy Kicię do siebie, naczytaliśmy się, że koty je uwielbiają i postanowiliśmy to sprawdzić. Okazało się, że trafiliśmy w dziesiątkę. Elementy co prawda nie były jakiejś szalonej jakości, a raczej adekwatne do ceny dwudziestu kilku złotych, ale za to montaż całkiem prosty i szybki.
I tak nowa współtowarzyszka stała się rutyną naszej małej królewny. Odkryliśmy, że Kicia lubi z nią leżeć, szczególnie popołudniu, ale nie tylko, gdy przygrzewa słońce. Był czas, że niezależnie od pogody nasza kitku od 15:30 do 16:30 miała z nią wspólny biznes. Podczas tej godziny ich rozrywką był niekończący się na naszej ulicy korek spowodowany remontem jakiejś głównej drogi. Najbardziej interesujące były powoli przejeżdżające samochody. A potem objazd się skończył.
Na zdjęciu Amadeusz i Balbina, gdy jeszcze we dwoje mieścili się na okienną półkę.
Obserwacja przeniosła się zatem na godziny miłe ptasim ćwierkom, czyli na 3 nad ranem. A potem do naszej rodziny dołączyła reszta towarzystwa i każdy spotykał się z przyjaciółką Kici wedle swojego uznania. Już wtedy braliśmy pod uwagę, że może długo nie pożyć – miała plastikowy stelaż, poliestrową wyściółkę, a my cztery rosnące koty. I należy przyznać, że walczyła dzielnie – mimo, że rurki od czasu do czasu gdzieś pękły, dało się je skleić mocną taśmą. Materiał co prawda trochę parciał od słońca, ale żył.
Na zdjęciu Franek, nasz największy kot.
Zatem gdy wróciliśmy pewnego wieczoru do domu i zobaczyliśmy, że
Jej Wysokość Półka Okienna
wygląda jak siedem martwych nieszczęść, byliśmy zasmuceni, ale nie zdziwieni. I bojąc się o zagrożenie przerwania kociej rutyny, od razu zamówiliśmy nowy hamak okienny, teraz na metalowym stelażu ze skórzanym środkiem mocowanym na rzepy. Taki wypaśny. Za miliony monet. Mam nadzieję, że za taki hajs będzie wieczny.
Jak się okazało, dobrze zrobiliśmy, bo Balbiniak jeszcze tego samego wieczoru nie ogarnął, że półka odeszła na śmietnik i zaliczył skok w jej miejsce, czyt. w pustą przestrzeń przy drzwiach balkonowych.
Powyżej chiński kot Kicia.
No i już jest. Nowa balkonowa półka i nowa jakość w naszym mieszkaniu i kocim życiu.
Jeśli zastanawiasz się, czy Twój kot tego potrzebuje, możesz tak jak my sprawdzić najpierw opcję ekonomiczną. Do kupienia w wielu miejscach w internecie, jak i stacjonarnie w sklepach zoologicznych. Nasze koty polecają. My też!