Pewnie już się domyślasz, jak oczywiście bywa w takich przypadkach, że los ze mnie okrutnie zakpił. Poniżej moja czarno-kocia historia, a na końcu tekstu coś słodkiego. Zapraszam!
Chęć posiadania kota trochę za nami chodziła. Mieliśmy co do tego sporo rozterek (o których m.in. pisałam tutaj), ale w końcu zadecydowaliśmy, że zostaniemy kocimi rodzicami. Oczywiście emocjonowaliśmy się tym niemiłosiernie, jak na dwoje młodych ludzi przystało. Wyprawkę z kuwetą, żwirkiem i tygodniowym zapasem karmy kupiliśmy jeszcze zanim znaleźliśmy jakiekolwiek ogłoszenie. Ale zanim do tego…
Bardzo chcieliśmy, aby nasz kot był kotem potrzebującym domu. Nie zrozum mnie źle – nie mamy złego zdania o hodowlach czy kotach z rodowodem, ale byliśmy już świadomi, jak przepełnione są kocie fundacje, że małe koty często wychowują się na śmietnikach, giną pod kołami samochodów czy w zębach psów i najzwyczajniej w świecie na samą myśl o tym ściskało nam serducha. Jednocześnie chcieliśmy przekonać się, jak wygląda i z czym się wiąże adopcja kota z fundacji.
Wstępnie postanowiliśmy, że skupimy się na poszukiwaniu młodej kotki. Jednak dla mnie bardziej liczyło się kompletnie coś innego.
KOLOR.
SIERŚCI.
Dzisiaj, gdy to piszę, brzmi to dla mnie niedorzecznie. Wstydzę się za siebie z tamtych czasów. Za każdym razem, gdy o tym myślę, to jest mi tak głupio, że mam ochotę schować się pod koc i już nigdy nie spojrzeć swoim kotom w oczy. Chociaż coś takiego może się nie udać, one bardzo lubią leżeć pod kocem.
4 lata temu uważałam, że czarny kot jest najzwyczajniej w świecie nijaki. Brzydki. Bez wyrazu. Nie widać go na zdjęciach (dramat XXI wieku). Poza tym, rodzice Dawida mieli czarną kotkę i kocurka. Napatrzyłam się już, dziękuję. Dawid podchodził do tych moich przekonań z dużą dozą dystansu, jednak wspólnie wybraliśmy na stronie fundacji młodą biało-burą koteczkę. Podekscytowani zadzwoniliśmy do domu tymczasowego, umówiliśmy się na wizytę-wywiad z opiekunką kotki i czekaliśmy.
Czekaliśmy.
Czekaliśmy.
Wizyta w ciągu trzech tygodni została przełożona trzy razy. W końcu podczas którejś z kolei rozmowy telefonicznej usłyszeliśmy, że opiekunka z DT nie zamierza tego kota nikomu oddawać, bo wydała na jego leczenie dużo pieniędzy i kot zostaje póki co u niej. Było to nasze pierwsze zetknięcie z kocią fundacją i przyznaję, czuliśmy się jakbyśmy dostali obuchem w twarz. Chcieliśmy uratować biednego kota, a tu taki klops.
Później zrozumieliśmy, że to nie była wina fundacji, tylko kociego opiekuna, ale w tamtym czasie byliśmy zdruzgotani. Bardzo baliśmy się też, że kolejny dom tymczasowy może nas potraktować w podobny sposób, dlatego po prostu wrzuciliśmy ogłoszenie na Facebooka, że szukamy kotki do przygarnięcia. Pierwszy konstruktywny komentarz pojawił się dosyć szybko: „Mała kotka znaleziona w krzakach pod blokiem, kuwetkuje, bardzo sympatyczna”. A na zdjęciu słodkie kocie dziecko.
Czarne.
Pamiętajcie – koty nie są ludzkimi rasistami. Nie obchodzi ich, jaki masz kolor włosów czy skóry, nie patrzą na Ciebie też przez pryzmat krzywych zębów czy dużego nosa. Jeśli Ty kochasz kota, kot kocha Ciebie (jeśli nie jest pokrzywdzony przez los, ma przyjemny charakter, i tak dalej i tak dalej).
Weźmy przykład z kotów.
***
Jeśli jesteś z Podlasia i zastanawiasz się nad kocią adopcją – przedstawiam Ci czarną, 4-miesięczną koteczkę, która pilnie poszukuje domu. Ten, kto ją tymczasowo przygarnął, nie może dać jej domu stałego. Jeśli Ty możesz, dzwoń do Kasi. Kotka przebywa w Białymstoku, potrafi korzystać z kuwety.
Nie patrz na kolor, patrz jaka jest słodka 🙂
Aktualizacja: Kotka znalazła dom!